1994
Kuźnia kadry polskich nauczycieli na Śląsku
Już niedługo wiek upłynie od chwili, w której część ludności śląskiej, po trzykrotnym krwawym zrywie wyzwoleńczym, mimo intryg niektórych polityków zachodnich i nieprzebierającej w środkach chytrze i bardzo zorganizowanej akcji niemieckiej, tryumfalnie powróciła na łono Macierzy. Jeszcze dygotały serca ludzkie na Śląsku zruszeniem wywołanym faktem, na jaki od pięciuset lat czekały liczne pokolenia Ślązaków i … „jeszcze nie zdołaliśmy sobie uświadomić, czy to jest jakiś błogi sen, czy jawa – pisał jeden z działaczy śląskich, - kiedy trzeba było zakasłać rękawy i zabrać się do solidnej roboty, aby w pierwszym rzędzie oczyścić dusze i serca nasze od naleciałości germańskich, jakie przez pięć wieków serca i dusze nam zaśmiecały”... Tę trudną pracę oczyszczenia serc polskich na odzyskanych terenach śląskich miała wykonać polska szkoła i polscy nauczyciele. Bardzo więc trudne i odpowiedzialne zadanie spadło na braki ówczesnych organizatorów systemu oświaty w nowopowstałym województwie śląskim.
Istniały tu wprawdzie dosyć dobrze wyposażone w sprzęt i pomoce naukowe budynki szkolne i były dzieci, ale nie było polskich nauczycieli. W pierwszej fazie roboty, zaraz po uroczystościach związanych z tym radosnym wydarzeniem – w lipcu i sierpniu 1922 roku – zorganizowano kursy dla nauczycieli: ściągano wykwalifikowanych pedagogów z innych dzielnic Polski i czyniono gorączkowe przygotowanie do otwarcia szkół z dniem pierwszego września.
We wrześniu miały być uruchomione przedszkola, szkoły podstawowe i szkoły średnie, a przede wszystkim postanowiono rozpocząć naukę w czterech zakładach kształcenia nauczycieli, czyli tak zwanych w owych czasach seminariach nauczycielskich, które miały powstać w Mysłowicach, Tarnowskich Górach, Pszczynie i Cieszynie.
Istotnie – w początkach września 1922 r. szkolnictwo polskie na Śląsku z miejsca wystartowało do batalii oczyszczania polskiej gleby intelektualnej z zachwaszczeń niemieckich. Równocześnie ze wszystkimi typami szkół rozpoczęto prace w wyżej wymienionych zakładach kształcenia kadry nauczycielskiej. Jednym z Seminariów, które już we wrześniu 1922 r. miało największą ilość kandydatów do zawodu nauczycielskiego z różnych dzielnic Polski – z racji swojego usytuowania w dawnym trójkącie granicznym – było Seminarium Nauczycielskie w Mysłowicach.
Dziwna istniała w tym czasie grupa pedagogów tej uczelni i jeszcze bardziej dziwni, nietypowi uczniowie. Grono pedagogiczne rekrutowało się częściowo z nauczycieli poprzednio zatrudnionych w szkołach niemieckich, a częściowo z pedagogów przybyłych do Mysłowic z pobliskiego Krakowa. Również uczniowie w części pochodzili ze Śląska, sporo ich było z dawnego zaboru austriackiego i duża grupa rekrutowała się z tak zwanej Kongresówki albo Królestwa, to jest z terenów, które od czasów wojny były pod panowaniem Rosji.
Wśród uczniów znajdowali się chłopcy w wieku lat kilkunastu oraz dorośli już mężczyźni z ładnymi wąsikami, niektórzy z tych dorosłych kolegów mieli poza sobą kampanię wojenną albo powstania śląskie. Te „Wojskowe Chłopy” - jak ich z szacunkiem nazywali młodsi kandydaci – manifestowali swoją przeszłość żołnierską nieco odmiennym strojem i początkowo niektórzy z nich paradowali w wojskowych bluzach, furażerkach, a przynajmniej w tak zwanych owijaczach, którymi owijali nogi od kostek do kolan. Z czasem wrócili jednak do cywilnych strojów, a potem wszyscy uczniowie nosili urzędowe czapki; były to popielate maciejówki z podwyższonym wierchem i amarantowym otokiem, obszytym srebrnym galonem. Mimo różnic zewnętrznych, poziomu intelektualnego i wiadomości naukowych, gdyż niektórzy koledzy, szczególnie ci ze Śląska, mieli ogromne trudności z językiem polskim nie tylko w piśmie, ale i w mowie, między uczniami zapanowała braterska przyjaźń i serdeczne koleżeństwo. Słabsi znajdowali bezinteresowną pomoc u kolegów bardziej zaawansowanych, to też nauczanie od pierwszych dni otwarcia seminarium ruszyło z miejsca w odpowiednim tempie. Wówczas nie przeszkadzało profesorom, nawet tym z Krakowa, jeśli któryś z uczniów Ślązaków choćby np. bardzo przez kolegów lubiany Kurt Szczudło (późniejszy działacz polski na Opolszczyźnie – zamordowany w więzieniu przez Gestapo) nie mógł sobie początkowo poradzić ze skleceniem nawet krótkiego zdania po polsku, a inni koledzy ze szkół niemieckich w okropny sposób mieszali rodzaje, czasy i przypadki. Nikt się z tego nie śmiał, profesorowie cierpliwie ich poprawiali, a koledzy spoza Śląska na przerwach bardzo gorliwie doszkalali w języku polskim tych, którzy na poprzedzającej przerwie lekcji takie, czy inne dziwolągi językowe wypowiadali.
Również nie wyśmiewano profesorów Ślązaków, chociaż oni także mieli sporo kłopotów z językiem polskim. Wprawdzie trudno się było nie uśmiechnąć, gdy na przykład profesor muzyki i śpiewu Lubczyk krzyknął czasem, niezadowolony do wybrzdąkującego na pianinie zadane ćwiczenie kandydata: „-Piźnij jeszcze raz w ta sama klawisza!”.
Ale bardzo przez wszystkich lubiany, ale strasznie nerwowy nauczyciel geografii, Cyroń, który nie znosił tego, żeby uczeń chociaż na chwilę przerwał mówić wypowiadaną lekcję, wpadał w takim wypadku po prostu w szał i ze straszliwym błyskiem w oczach i zgrzytem zębów ciskał o ziemię ogromny notes, zbiegał z katedry i krzyczał: „- Zaś mi stoi !”. Wtedy siedzący na przedzie Kurt Szczudło wychodził spokojnie z ławki, podnosił notes i podawał profesorowi, a ten momentalnie uspokojony siadał za katedrą i wpisywał przerażonemu delikwentowi zupełnie dobrą notę... Tu trzeba wspomnieć, że zwykle wzorowa na lekcjach dyscyplina przy profesorze Cyroniu się rozluźniała, ale co było robić, kiedy właśnie w atmosferze lekkiego rozgardiaszu profesor czuł się wyjątkowo dobrze. Dowodem tego był fakt, że kiedy w czasie wizytacji jedna z klas, do której miał przyjść na lekcję prof. Cyroń, w oczekiwaniu na wizytatora Wysockiego siedziała bardzo cicho po wejściu profesora do klasy, ten stanął zdziwiony potem zaczął wodzić groźnym wzrokiem po uczniach, wreszcie trzasnął notesem o ziemię i ryknął: „-Uczniowie tylko bez kawałów !”. To rozładowało napiętą atmosferę, zrobił się lekki szumek i już dalej lekcja potoczyła się normalnie, z tym że nie zjawił się na niej groźny i bardzo urzędowy wizytator.
Trzecim uczącym w tym czasie w Seminarium profesorem ze Śląska był kochany przez wszystkich uczniów przezacny, uczący języka niemieckiego profesor Romantowski. Ten poczciwy staruszek – polski działacz plebiscytowy i powstaniec śląski – mówił tylko po niemiecku, mimo że był gorącym patriotą polskim. Gdy raz na lekcji wspomniał historyczny moment powrotu Śląska do Polski rozpłakał się jak małe dziecko. Szlochając przepraszał uczniów, ze płacze i tłumaczył, że to są łzy szczęścia, gdyż nigdy w młodości nie przypuszczał, że Polska zmartwychwstanie i Górny Śląsk do niej będzie dołączony.
Wspominają profesorów Ślązaków z mysłowickiego Seminarium Nauczycielskiego nie można pominą postaci księdza Szymały, który po śmierci pierwszego dyrektora Seminarium, Włodarza, na krótko objął i kierował tą placówką przez kilka miesięcy. Poważny, na pozór groźny, ale dobry człowiek zyskał u uczniów przydomek Nieprawdaż, gdyż często tego słowa lubił używać – podobno w czasie okupacji przeszedł przez obóz hitlerowski.
Z profesorów zwanych przez uczniów „Krakusami” w pierwszym rzędzie trzeba wymienić przybyłego do Mysłowic w końcu 1923 r. dyrektora Chciuka.
Dyrektor Chciuk objął na dwu najstarszych kursach naukę języka polskiego i mimo monotonnego sposobu prowadzenia lekcji potrafił dziwnymi tajemniczymi chwytami rozbudzić wśród swoich słuchaczy żywe zainteresowanie językiem polskim. Mówiono o nim, że młodości był przyjacielem Wyspiańskiego, co było o tyle prawdopodobne, że twórczości Wyspiańskiego ogromnie dużo poświęcał czasu i często na lekcjach przytaczał różne szczegóły biograficzne z życia tego poety, a czynił to w takiej formie, która sugerowała, iż opowiadający miał bezpośredni kontakt z Wyspiańskim.
Dyrektor Chciuk przeszedł przez obóz hitlerowski i zmarł parę lat po wojnie.
Pięknie mówiący profesor Skałka uczył historii – zginął podczas okupacji w Krakowie, uderzony w głowę przez żandarma niemieckiego w czasie ulicznej łapanki.
Również zamordowany przez Niemców w Oświęcimiu został polonista sprawujący przez jakiś czas funkcję dyrektora, profesor Ligas, a także profesor Jaworski. Poza tym więzienie i obozy koncentracyjne przeszli: profesor matematyki Bielak, fizyk profesor Klakla i przyrodnik profesor Pałczyński. Ukrywali się przed Niemcami profesorowie: Cont, Marcholik, Tor, Kłapa (po wojnie profesor Kłapa był wiceprezydentem Katowic) oraz profesor Syska, w którego mieszkaniu w Krakowie przy ulicy Starowiślańskiej, często urzędował w czasie okupacji kierownik tajnego nauczania na Polskę południową, a po odzyskaniu niepodległości, pierwszy kurator śląski – Jan Smoleń.
Zarówno profesorowie śląscy, jak też i profesorowie przybysze bobrze musieli spełnić swoją narodową misję, skoro nie słyszało się o tym, aby któryś z wychowanków mysłowickiego seminarium, mimo że urodzony na Śląsku wyrzekł się narodowości polskiej. Ogromna ilość abiturientów tej placówki przeszła więzienia i obozy hitlerowskie, niemal wszyscy działali w konspiracji, albo walcząc w oddziałach partyzanckich albo zaangażowani byli w tajnym nauczaniu i redagowaniu prasy podziemnej. Wielu z nich padło z bronią na polach walki w czasie kampanii wrześniowej 1939 roku, dużo zostało wymordowanych w więzieniach i obozach zagłady.
Dotychczas udało się ustalić liczbę 25 wychowanków mysłowickiego Seminarium Nauczycielskiego, którzy zginęli w walce z okupantem niemieckim w więzieniu, obozach koncentracyjnych i na polu walki.
W bitwach kampanii wrześniowej polegli: Bolechowski Wiktor, Chmura Franciszek – zastrzelony przez Wermacht po wzięciu do niewoli, kapitan Kotaucz Roman, który bohatersko bronił Rybnika, a wzięty do niewoli rozstrzelany został pod Gliwicami, Ordon Leon, Kalinowski Bolesław, Handy Jerzy, Brudziński Jerzy w Katyniu, Braś Adolf zginął pod Sandomierzem, Machnik Stanisław i Piątek Marian.
W obozach i więzieniach zgładzeni zostali: Adamski Florian, Balon Stanisław, Gacka Jerzy, Gwizdała Ludwik, Korfanty Alfons, Lubisz Wilhelm, Lipina Wiktor, Mazurek Alfons, Mett Wilhelm, Podziemski Franciszek, Pukowiec Bronisław, Roj Franciszek, Skrzek Józef, Szczudło Kurt, Włodarczyk Hubert. Niektórym wychowankom udało się przeżyć obozy i więzienia i co po wojnie włączyli się natychmiast w nurt pracy oświatowej. Z tych wychowanków Seminarium mysłowickiego, jacy w czasie wojny zasłynęli w akcji w walce z Niemcami, wymienić należy Sylwestra Newiaka – pseudonim „Borówka” - za którego głowę hitlerowcy wyznaczyli cenę. Newiak kierował pracą podziemną na terenie Zagłębia i Śląska, a po wojnie pełnił funkcję wiceprezesa Okręgowego Zarządu ZBOWiD-u w Katowicach. Dalej wymienić należy bojowego oficera AK Władysława Zawalskiego oraz Czesława Pietrzyka, który po walkach w czasie powstania warszawskiego w murach stolicy, wymknął się z częścią podkomendnych z Warszawy, uzupełnił swój oddział nowymi ochotnikami i walczył na Mazowszu dowodząc brygadą „Skrztuski” aż do wyzwolenia.
Poza bohaterami walk orężnych z niemieckim najeźdźcą Seminarium mysłowickie wydało cały szereg innych wartościowych dla społeczeństwa ludzi jacy po odzyskaniu niepodległości na rożnych stanowiskach ofiarnie i wydatnie pracowali dla kraju. Tu wspomnieć należy Stanisława Błasińskiego, wybitnego społecznika i poetę, który przeszedł obóz koncentracyjny, a po wojnie był pierwszym kuratorem w Gdańsku. W szeregu naukowców polskich wyróżnia się osiągnięciami profesor Teodor Musioł więzień Dachau, profesor Srodzki oraz entuzjasta zalesiania hałd śląskich dr Ludwik Jaromin. Poza tym niektórzy wychowankowie pracowali po wojnie w administracji państwowej przy organizacji Samorządu terytorialnego, a duża ilość absolwentów mysłowickiego Seminarium organizowała szkolnictwo śląskie pracując w administracji szkolnej na stanowiskach naczelników w Kuratoriach, wizytatorów, inspektorów szkolnych i dyrektorów różnych typów szkół. Również spora grupa wychowanków tej placówki znalazła się jako aktywni działacze w szeregach Związku Nauczycielstwa Polskiego. W gmachu męskiego Seminarium Nauczycielskiego w Mysłowicach mieści się obecnie Liceum Ogólnokształcące i powoli zacierana jest przez czas pamięć o istnieniu tej tak bardzo użytecznej i zasłużonej dla społeczeństwa placówki.
Stanisław Jędrzejek
Materiał przekazało Centralne Muzeum Pożarnictwa – 6 stycznia 1994.
Życie Mysłowic nr 57, 15-31 stycznia 1994, cena 5.000 zł