1994
Czerwona Księga czeka na wydanie.
Obszerne fragmenty wykładu Antoniego Piwowarczyka wygłoszonego na „I Spotkaniu Historyków i Miłośników miasta Mysłowic”.
Czerwona okładka. Twarda. Drewniana. Obłożona skórą. Ta skóra jest brązowa, ale jeszcze znać na niektórych miejscach, że była czerwona. Stąd nazwa – "Czerwona księga". Była ona nawet wiązana – jeszcze są nawet takie nieduże kawałeczki rzemyka, ale już się tego nie zwiąże. Ma ponad 500 kartek. Pisana na bardzo grubym papierze. Prawdopodobnie papier z papierni krakowskiej – mieliśmy z Krakowem bardzo bliski kontakt – niestety jest on nie do zidentyfikowania, dlatego że nie ma znaków wodnych. Po znakach wodnych można by było dotrzeć, nawet do producenta tego papieru.
Jest rękopisem zwartym od początku. Tak została zakupiona i tak była używana. A że była używana i to bardzo często i to jeszcze w bardzo dawnych czasach najlepiej świadczy, że początek – pierwszych 50 kart – jest tak wytarty, że zwykle ostatniej linijki nie można odczytać, a dolne skrawki stron są postrzępione. Później widocznie już tak często do tego nie zaglądano, raczej była mniej używana z tego powodu, że były inne akta. Skąd wiemy, że były inne akta?... Dwukrotnie w tej księdze powołuje się na tzw. „Akta Żółte”. Ale ich nie znalazłem.
Odpowiedzią na te Akta Żółte jest raport o stanie naszych archiwaliów w Archiwum Wojewódzkim w Katowicach, w których autorka mówi, że Niemcy w czasie okupacji podzielili nasze mysłowicki archiwum na 3 części, bo robili porządek. Pierwsza część – akta niepotrzebne, niczemu nie służące – należy spalić, co uczyniono. Druga część – akta ważne – te należy zgromadzić w generalnym archiwum berlińskim. Spakowano je do 3 wagonów i wysłano. I wreszcie – akta mniej ważne, które przydadzą się tu w Mysłowicach – te akta ocalały.
Chcę powiedzieć, że te akta, które miały dotrzeć do Berlina nigdy tam nie dotarły. Prawdopodobnie alianci się nam przysłużyli albo partyzanci.
Czym jest „Czerwona Księga”? Czerwona Księga” jest źródłem historycznym swego czasu. Podzieliłbym całą Czerwoną Księgę na trzy części, w tym że one się przenikają nawzajem.
Pierwsza część bardzo obszerna – właściwie to główna – to sprawy majątkowe. Zwykle każdy akt zaczyna albo od umowy odewzdania albo ktoś tam odozdaje. To znaczy jest to księga, która mówi nie o samym majątku, ile o zrzeczeniu się praw majątkowych. Bo ważny był akt kupna sprzedaży. Ale ten akt kupna sprzedaży spoczywał w ręce właściciela – mógł zaginąć, mógł się spalić, mógł zawieruszyć i można było ten majątek odzyskać no bo nie miał dokumentu – wobec tego akt kupna sprzedaży swoją drogą, a później samo zrzeczenie się np. jakichś tam wian. Odewzdaje swój majątek, który wygraniczony jest punktami charakterystycznymi - a najczęściej punktem takim charakterystycznym jest sąsiednie pole z czterech stron, ewentualnie Bolinka, czy jakiś inny punkt stały. I w późniejszym czasie, to już jest cena podawana.
To jest gros Czerwonej Księgi.
Do tego samego gatunku zaliczyłbym niektóre dokumenty, które nie są tam ujęte mianowicie w kilku wypadkach są nawet dokumenty sprzedaży. Po prostu – to odewzwanie zaczyna jakby pęcznieć. I w końcu dochodzi do tego, że właściwie to odewzdanie obejmuje cały akt kupna – już jest cena, już są świadkowie, już jest pokrewieństwo, kto po kim – i tak dalej.
Do drugiej grupy zaliczyłbym testamenty i umowy małżeńskie. Taki charakterystyczny testament księdza Zająca. Charakterystyczny jest też testament Jarlika. Są rozporządzenia majątkiem. Wreszcie są dokumenty i wpisy dokumentów cennych dla właścicieli. Jest tam taki wpis, że ksiądz Goleniowski uwalnia swojego chłopa pana Jana Jarlika z poddaństwa. Spisuje to w tej księdze, o tym mówi dołączając do tej księgi, każąc wpisać sam akt poddaństwa w języku łacińskim, który załatwił na zamku w Krakowie. Jest tam także umowa małżeńska, bardzo bym powiedział czule napisana:
Tam uczciwy młodzieniec, uczciwa dziewica – dzięki błogosławieństwu Bożemu i rodziców – pragną zawrzeć związek małżeński, a ponieważ rodzice dbając o dobro materialne i swoich dzieci i wnuków, doszli do wniosku, że należy tym młodym życie ułatwić i przekazać im taki czy inny majątek z dokładnym wyliczeniem, co i jakiej wartości.
Do tej grupy należą ciekawe dwa dokumenty pisane w języku niemieckim. Dlatego w języki niemieckim, że wydane były na zamku w Pszczynie i właściciel który obejmował majątek w Mysłowicach, bojąc się że to mu się gdzieś zawieruszy, czy ktoś mu ukradnie, czy się spali, kazał to wpisać w księgę żywcem... I żywcem jest pisane w języku niemieckim.
Są zapisy historyczne. Tych zapisów historycznych jest niewiele, tam jest strona pierwsza, gdzie są dziwne zjawiska opisane – dwa pożary i jeden przypadek piorunu kulistego, który miał miejsce w czasie zabawy w Piotra i Pawła, odpustu czy jakiejś uroczystości. Nagle błysnęło ! Na miejsce wpadł przez okno chyba piorun kulisty. Przetoczył się przez całą salę... No i oczywiście rozprysnął się. Nic z niego nie zostało. To było tak ciekawe zjawisko, że pisarz miejski, nawet to zanotował.
Jest tam notatka bardzo krótka, ze wojna była w 1627 i takie odczucie, że takie ciężary mieszkańców spotkały, że tylko historycy mogliby napisać. Oni się nie podejmują – i przez ten jeden rok nie ma żadnych wpisów.
Skąd się wzięła „Czerwona Księga” ? Dla mnie jest to zagadką... Jak to się stało, że księga pisana po polsku – z wyjątkiem tych dwóch dokumentów w języku niemieckim i dwóch łacińskich – dochowała się do dziś ?
Może dlatego, ze to był zwarty rękopis. Że nie dało się go tak łatwo spalić, a łatwo można go było gdzieś ukryć w jakiejś skrzyneczce. Gdzieś za jakąś szafę schować. Może dlatego przetrwał...
Ale dlaczego przetrwał lata okupacji nie wiem. Być może – któryś z obywateli miasta – któryś z urzędników miejskich wziął ją pod pachę i przechował ją. Nie potrafię tej historii odtworzyć.
Księga zaczyna się w roku 1590. A jest to związane z tym, że około 1587 roku Mysłowice zostały spalone. Krótko... Wojska polskie wkroczyły na teren Mysłowic w związku z wyprawą przeciwko pretendentowi do polskiego tronu Maksymilianowi. Potem była bitwa pod Byczyną. Bliżej jakiś oddział polski się okopał. Na pewno Mysłowice nie chciały płacić kontrybucji – mieszkańcy nie chcieli utrzymywać tego wojska. Doszło do awantury – do strzelaniny – i Mysłowice spłonęły. A ponieważ ratusz stał na Rynku – był drewniany – to razem z Ratuszem spłonęły księgi. Ż były wcześniejsze księgi, to są trzy przykłady w „Czerwonej Księdze”, gdzie powołuje się pewien interesant, który przychodzi spisać to swoje odewzdanie na rzecz swojego syna. I zaznacza dokładnie, że to już było zapisane w księgach, które „przez ogień zgorzały”. I w którymś miejscu jest napisane, że Polacy miasto spalili.
Jeszcze bardzo ciekawa notatka – mianowicie pisarz pisze w ten sposób, ze zgłosił się do niego ktoś, kto zażądał od Rady Miejskiej dokumentu erekcyjnego kościoła. I on otworzył skrzynkę miejską i ten dokument mu wydał. Chodziło chyba o Siewierz, siedzibę biskupstwa krakowskiego.
Pisana książka jest po polsku. Notatki są i dłuższe i krótsze. Pisarzy było kilku. Słownictw, nad którym siedziała dr Kowalska – autorka opracowania językoznawczego do Czerwonej Księgi (w osobnym rozdziale słownictwo ciekawe do tego stopnia, że nie było niektórych słów nawet w słowniku polszczyzny XVI,XVII w.) - jest pełne czechizmów, ale mało jest germanizmów. Ten czeski był tutaj duży, ale niemiecki był dużo mniejszy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę pod uwagę, ze księga miasta Woźniki – wprawdzie z okresu wcześniejszego – obejmuje w 80% czeski język i dopiero pod sam koniec to jest język polski, to tutaj mamy 95% nazwisk typowo polskiego mieszczaństwa. Najczęściej odzawodowe: Kowal, Bednarz, Ślosarz, Stolorz. Czasem zdarzają się nazwiska nieśląskie – są to nazwiska kończące się na „ski”, ale to wcale nie znaczy, że ktoś jest szlachcicem, dlatego że ksiądz Korzeniowski powinien nazywać się Korzeń, a on się nazywa albo Korzenorius albo Korzeniowski, ksiądz rodem z Mysłowic.
I tu jest ciekawy testament jednego z księży, który zapisuje cały swój majątek swojemu bratankowi, ale tylko pod warunkiem tym, ze ukończy studia teologiczne – jeżeli nie, to ten majątek przechodzi na jego ojca.
Oczywiście wymienia książki, wymienia sprzęty.
Mamy także kontakt z sąsiednimi miejscowościami, są tu wymienione Dziećkowice, Szopienice. Ponieważ Parafia Mysłowicka obejmowała teren Zagłębia są i tamte miejscowości powymieniane łącznie z Niwką.
Można by było o „Czerwonej Księdze” w nieskończoność. Pisana jest dość trudnym charakterem pisma. Początkowo – gdy uczniowie byli zmuszeni do ładnego pisania – niektóre notatki są bardzo wyraźne. Natomiast w samym środku księgi jest kilka stron, nad którymi siedziałem kilka tygodni... Na ogół opracowanie 3-4 stron zajmowało dobę.
Natomiast jeden dokument jest pisany przez laika zupełnego. Pismo jest prawie nieczytelne, rozwlekłe. Do tego był tak niechlujny, ze wziął i zapomniał posypać tych stron piaskiem. Przyklapnął. Pióro było nie za bardzo i powstały plamy od przyklapnięcia. No i trzeba było poszukać metody odczytania dokumentu. Takie to były trudności...
(dan/man)
Antoni Piwowarczyk – autor odczytania „Czerwonej Księgi”. Gromadzi środki w ramach „Fundacji dla Wspierania Humanistyki Śląskiej”, by wydać pracę. Radny miejski z Brzęczkowic kadencji Rady Miejskiej w Mysłowicach 1994-98.
Życie Mysłowic nr 79, 15-31 Grudnia 1994, cena 5.000 zł