Zaledwie kilka godzin po powrocie z Francji, mysłowiczanie przywitali Monikę i Jacka Parisów, którzy dokonali niezwykłego wyczynu. W ciągu 34 dni, przemierzając 2700 kilometrów, dopłynęli dmuchanym kajakiem z Mysłowic do samego Paryża. Podczas wyprawy przeżyli wiele przygód.
 
Fot. www.itvm.pl
- W Polsce nie ma jeszcze takiej tradycji żeglowania po rzekach, po Wiśle. Dla ludzi widok, że ktoś w ogóle płynie to było coś dziwnego. Nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić, też mamy taką dziwną mentalność, gdzie niechętnie przyjmuje się pod dach dwoje ludzi. – mówi Monika Paris.
Wyprawa mysłowiczan rozpoczęła się podczas Dni Mysłowic. Wtedy żegnaliśmy ich w ulewnym deszczu. Jak opowiedzieli podczas uroczystego powitania, pogoda nie była dla nich przychylna, ponieważ przez większość wyprawy towarzyszył im deszcz i chłód. Na 34 dni wyprawy, mysłowiczanie 30 nocy spędzili pod namiotem.
- Pogoda nam nie sprzyjała od samego wypłynięcia z Mysłowic, towarzyszył nam też silny wiatr. Tylko przez jeden dzień poczuliśmy upał, wtedy Batorego holował nam Niemiec. Był to miły dzień bo mogliśmy odpocząć na jego łódce. W ten sposób przepłynęliśmy największą śluzę w Europie. – mówi Jacek Paris.
Na trasie spływu Parisowie, jak to w życiu bywa, spotkali dobrych i złych ludzi.
- Podczas wyprawy praktycznie nie zdarzyły się nam niebezpieczne momenty. Niebezpieczny dla dmuchanego kajaka może być wystający korzeń, a jak się okazało to nie korzenie, a ludzie nam wyrządzili krzywdę, bo właśnie w Warszawie toś nam przedziurawił kajak papierosem. – mówi Monika Paris.
Jednak jak podkreślili, w najtrudniejszych momentach mieli ogromne szczęście spotkać osoby, które chętnie wyciągały pomocną dłoń. Informacje o przebiegu wyprawy na bieżąco przekazywali za pośrednictwem fanpage'u Kayak Paris Team.
W Mysłowicach Parisów czekało serdeczne przyjęcie. W magistracie powitał ich prezydent Edward Lasok, członkowie stowarzyszenia Mysłowicki Detektyw Historyczny oraz mysłowiczanie, którzy za wyprawę śmiałków mocno trzymali kciuki.
- Jestem bardzo dumny i cieszę się, że to przedsięwzięcie się udało. Udało im się szczęśliwie przepłynąć, a do Mysłowic wrócili cali i zdrowi. Jak mówili, po drodze było sporo niespodzianek, w końcu przebyli 2700 kilometrów. – mówi prezydent Edward Lasok.
Mysłowiczanie od dłuższego czasu marzyli o takiej wyprawie. Po tym, jak w zeszłym roku dopłynęli kajakiem z Mysłowic do Gdańska, postanowili wyruszyć do stolicy Francji, w końcu nazwisko Paris zobowiązuje.
Po wielu przygodach i po przepłynięciu setek kilometrów istniało ryzyko, że już prawie na mecie ich podróż zostanie przerwana.
- To tak naprawdę do nas nie docierało, że 5 kilometrów przed celem mogliby nas zatrzymać. Mąż pokazywał wszystkie dokumenty, patenty i na szczęście był tam Polak, który wyemigrował do Francji, który bardzo nam pomógł. Dzięki niemu udało nam się pokonać posterunek. – mówi pani Monika.
Gdy Parisowie dopłynęli do Paryża, Francuzi zareagowali zdziwieniem, ale gdy poznali historię mysłowiczan, gratulowali im wyczynu.
- Byli zdziwieni, gdy dopłynęliśmy to tak patrzyli co to takiego dopłynęło pod wieżę Eiffla. Ja tak się śmiałem, bo nie chcę obrażać mojej jednostki „Batory", ale to wyglądało jak taki żółty banan. – żartuje pan Jacek.
Wyprawa do Paryża kajakiem miała zwrócić uwagę na żeglowność Przemszy i innych polskich rzek. Jak relacjonują mysłowiczanie, przepłynięcie polskich rzek nie należy do najłatwiejszych. Jedynie w Niemczech, Holandii i Belgii rzeki przygotowane są do żeglugi, gorzej jest już także we Francji. Nagłośnienie sprawy było ich celem.
- Żeby szło pływać w tym kraju, chciałbym by Przemsza i Wisła wyglądały jak rzeki w Zachodniej Europie. By dało się z tego korzystać, by rzeki nie były zasypane piaskiem i śmieciami. Z Mysłowic można wypłynąć w świat, kiedyś było to jeszcze łatwiejsze, nawet większymi jednostkami. Pan Adam Sapok wybudował nad brzegiem Przemszy statek „Katowice", który pływał po Wiśle i Przemszy. – mówi Jacek Paris.
Udrożnienie Przemszy jest ciekawą opcją dla Mysłowic. Gdyby do tego doszło, rzeka stałaby się ważnym punktem na mapie miasta, szczególnie jako miejsce służące rekreacji. Jak się okazuje, jest na to szansa w ramach programu regulacji Górnej Wisły.
- Przystąpiliśmy do całego programu regulacji Górnej Wisły, gdzie Przemsza jest jednym, z głównych dopływów. W związku z tym wystąpiliśmy do Ministra Ochrony Środowiska, a w NFOŚ takie środki są. Tak dobrze się składa, że właśnie czekamy na pismo zwrotne do podpisania, że jesteśmy wpisani w poczet uczestników programu. – mówi prezydent Edward Lasok.
Wyprawa mysłowiczan pokazała, że jeśli tylko się chce, to nie ma rzeczy niemożliwych. Równocześnie Parisowie przypomnieli mysłowiczanom, że wiele lat temu to właśnie z Mysłowic, zaczynając od Przemszy można było, drogą wodną, wyruszyć w świat.
 
Cały tekst pochodzi z www.itvm.pl