Kolejnymi tego typu piwiarniami były wyszynki: Henkla, Georga Hartthalera i Paula Habiera. Im bliżej kopalni Mysłowice tym więcej spotkać można było piwiarni. Na trasie śródmieście - Piasek i okolica znajdowało się kilka tego typu lokali, których klientela rekrutowała się najczęściej z mysłowickiej braci górniczej. Przy ulicy Bytomskiej znajdowała się pijalnia Karla Niesela "Zur Myslowitz Grube" (Przy kopalni Mysłowice). Lokal znajdował się naprzeciwko parku zamkowego. Wnętrze lokalu stanowiła obszerna sala, natomiast latem za budynkiem urządzono mały ogródek piwny. Jeszcze do niedawna zachował się oryginalny napis z nazwą lokalu. W okresie międzywojennym zmieniono nazwę lokalu na "Pod Strzechą Górniczą". Właścicielem lokalu był wtedy Maksymilian Rydzek. Po II wojnie światowej w lokalu znajdowała się drukarnia. Obecnie budynek po dawnej restauracji jest siedzibą sklepu z panelami podłogowymi.
Największą piwiarnią na rynku był lokal "Zum Fidelen Bauer", znajdował się w budynku wyburzonej północnej części placu. Lokal oferował najwyższej jakości piwa oraz ciepłe i zimne dania. Do kufla przygrywał wieczorem pianista. Po przeciwnej stronie, w. ciągu budynków południowej części rynku, znajdował się lokal "Piwiarnia obywatelska" (Burger-liches Bierhaus). Oprócz piwa lokal reklamował się jako najlepsze miejsce serwujące obiady domowe. W lokalu znajdowała się jeszcze sala taneczna, w której organizowano wesela i inne uroczystości okolicznościowe. Piwiarnia była oficjalnym miejscem spotkań członków mysłowickiej straży pożarnej. Po II wojnie światowej właścicielem lokalu został Wilhelm Galbas. Lokal Galbasa oferował popularne w okresie międzywojennym wódki Baczewskiego - najsłynniejszego producenta wyrobów spirytusowych z Lwowa i wódki Kantorowicza - firmy produkującej wódki z Poznania. Do pozostałych osób zajmujących się wyszynkiem piwa i alkoholi należeli w Mysłowicach: Agnieszka Chylińska i Anton Chyliński prowadzący niewielką piwiarnię na rynku. Samuel Cohn posiadał lokal przy dzisiejszej ulicy Grunwaldzkiej. W okresie międzywojennym najpopularniejszą salą restauracyjną z wyszynkiem piw na Janowie był lokal Karola Korzonka, który był również miejscem zbornym janowskiej straży pożarnej
Po II wojnie światowej miejscowe piwiarnie przeżywały różne koleje losu, co uzależnione było nawet od sytuacji politycznej w kraju. W Polsce wprowadzono bowiem kuriozalny przepis, który dyktował godziny handlu alkoholem. W myśl ustawy o wychowaniu narodu w trzeźwości piwo można było kupić po godzinie 13. Przepis był wodą na młyn nielegalnej sprzedaży alkoholu i przynosił skutek odwrotny do zamierzonego, ponieważ w każdym zakładzie pracy istniało miejsce w płocie, przez które wychodziło się po piwo. Trudnym okresem dla mysłowickich piwoszy i nie tylko były lata 80. ubiegłego wieku, kiedy to przy bufetach ustawiały się ogromne kolejki smakoszy "złotego trunku", co było efektem niskiej podaży piwa w sklepach. Dziś to nie do pomyślenia, ale osoba kupująca piwo w piwiarni zamawiała przeciętnie od pięciu do dziesięciu kufli na raz. Następnie jedna osoba z grupy bywalców wypijała piwo jak najszybciej i ustawiała się w kolejce. Dochodząc do miejsca obsługi koledzy przynosili kufle i następowała zmiana kolejkowego. Do tego dochodził obowiązek zakupu do każdego kufla przekąski. W okresie powojennym każda dzielnica w Mysłowicach posiadała kultową piwiarnię. W większości przypadków piwiarnie takie powstawały w lokalach wybudowanych przed wojną, które przeznaczone były do wyszynku napoi i dań. Z tego powodu były one adoptowane na piwiarnie o często wdzięcznych nazwach. Na Janowie kultowym barem był "Pod Cycem", mieścił się w parterowym budynku przy głównej ulicy. Nazwa odnosiła się, jak twierdzili stali bywalcy, do dóbr doczesnych etatowej bufetowej. Na Janowie katowickim najpopularniejszą piwiarnią był bar "Harnaś" przy przystanku autobusowym w stronę Katowic. W godzinach wieczornych zdarzało się, że kierowca autobusu 44 musiał przedłużyć postój na przystanku z powodu opieszałości wychodzących piwoszy z "Harnasia". Żywot tej długoletniej piwiarni dokonał się pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Na Ćmoku przez długie lata istniał bar "Walter" zwany potocznie Breslauer - od nazwiska przedwojennego właściciela. Na Słupnej istniała restauracja "Stadionowa", która nazwę przyjęła od kompleksu rekreacyjnego. W Brzęczkowicach popularnym barem był bar "Żeleźniok", w którym w latach świetności do kufla przygrywał na skrzypcach muzyk, prawdopodobnie narodowości romskiej. Na Brzezince chodziło się do baru "Kasztany". Tytułowe kasztany stanowiły pamiątkę po dawnym starodrzewie pamiętającym czasy, gdy za lokalem znajdował się ogród piwny (ilustracja). Na Laryszu głównym wyszynkiem piwa był bar "Zacisze", w którym bynajmniej ostatnią rzeczą jaką można było znaleźć była cisza.
Dariusz Falecki
Artykuł ten ukazał się w gazecie "Co Tydzień" w 2008r.
Powiązane treści: