1997

Sylwetki mysłowiczan – zwyczajni, niezwyczajni.

Kolekcjonerska pasja Stefana Ślęzaka miłośnika Mysłowic.

 

Do mieszkania Stefana Ślęzaka, emerytowanego pracownika KWK "Mysłowice – pernego różnorodnych rzeźb, moździerzy, lasek, zegarów – wchodzi się jak do swoistego sezamu. W tej rozmaitości trudno skupić uwagę na czymkolwiek szczególnym. Ta sceneria stała się miejscem spotkania z miłośnikiem przeszłości, wielkim entuzjastą rodzinnych Mysłowic – przeszłych i tych współczesnych.

 

Rodowód.

 

Urodził się 57 lat temu. W Mysłowicach – w śląskiej, górniczej rodzinie. I podobnie jak ojciec, został górnikiem. Od dziewiętnastego roku życia pracował jako telemonter na dole w Kopalni „Mysłowice”. W 1977 roku przeszedł na rentę inwalidzką. Obecnie pędzi życie emeryta. Od 25 lat jest plastykiem amatorem, kolekcjonerem różnorodnych historycznych i artystycznych przedmiotów, o których laicy mówią „starocie”.

 

Pierwsze pasje.

 

To były – kolejno – węgiel, drewno, korzenie i kora, a to wszystko w misternej obróbce rzeźbiarskiej. „jako telemonter pokonywałem codziennie ileś tam kilometrów na dole kopalni” - mówi Stefan Ślęzak. - „W trakcie tych podziemnych wędrówek spotykałem wielu ciekawych ludzi”. Niektórzy z nich na tyle go zafascynowali, że postanowił uwiecznić ich rysy w węglu. To właśnie węgiel był pierwszym tworzywem w jego twórczości plastycznej. Rzeźbił górników z narzędziami pracy – z kilofem czy wiertarką. Nawiązywał przy tym do legendarnych postaci, jak choćby kopalnianych skarbników. Pytany, skąd u niego wzięła się chęć rzeźbienia odpowiada: „Z zewnętrznej potrzeby. A nie miałem przecież żadnych artystycznych tradycji w rodzinie”.

 

Z czasem zaniechał rzeźbienia w węglu. Zainteresował się drewnem jako surowcem plastycznym. Przygoda ta nie trwała długo – przede wszystkim z powodu braku narzędzi odpowiednich do rzeźbienia.

 

Na dłużej pochłonęła go natomiast korzenioplastyka. Jest to raczej – jak mówi – pewien rodzaj zbieractwa, niż twórczości. Korzenie o zaskakująco wspaniałych kształtach znajdował podczas górskich wędrówek, które uwielbiał. Wielokrotnie był komendantem młodzieżowych obozów tatrzańskich w Zakopanem, organizowanych przez kopalnię. W tych górskich wędrówkach towarzyszył mu jego przyjaciel, Leszek Pacuła, pracownik KWK „Mysłowice”.

 

Podczas górskich wycieczek podziwiał wspaniałą przyrodę, której „od zawsze” jest ogromnym entuzjastą.

 

Kolejnym etapem jego twórczości plastycznej była rzeźba w korze topoli. Rzeźbił w niej przede wszystkim twarze. „Nie byłem pierwszy, który zaczął rzeźbić w tym tworzenie” - podkreśla. - „Odkrył go dla mnie Leszek Pacuła, rzeźbi zresztą – i to z dużym powodzeniem – do dzisiaj. Efekty jego twórczości można podziwiać na skarpie na Placu Wolności. Należeliśmy obaj do amatorskiej grupy twórców „Kaganek”, działającej przy KWK „Mysłowice” zrzeszającej ludzi o różnorodnych zainteresowaniach i pasjach – malarzy, rzeźbiarzy, metaloplastyków”.

 

Z szacunkiem wspomina nieżyjącego już Jana Długosza – również członka „Kaganka”, który rzeźbił wyłącznie w węglu.

 

Swoje rzeźby Stefan Ślęzak prezentował przede wszystkim w kopalni oraz w obecnym Miejskim Centrum Kultury. W Mysłowicach. Dwukrotnie przygotował swoje wystawy indywidualne. Wielokrotnie efekty swojej twórczości prezentował na wystawach ilustrujących dorobek członków Klubu Hobbystów „Konik”. „Funkcjonuje on od 22 lat” - doliczył się Stefan Ślęzak. - „Zrzesza hobbystów o bardzo różnych, a niejednokrotnie unikatowych zainteresowaniach. Dwa razy w miesiącu spotykamy się w Miejskim Centrum Kultury, gdzie znajduje się siedziba Klubu. Wymieniamy się wtedy doświadczeniami, mówimy o swoich pasjach”.

 

konik 01

 

Starocie.

 

Przed dwudziestoma laty Stefan Ślęzak przeszedł na rentę inwalidzką. Od tego momentu musiał jakoś zagospodarować nadmiar wolnego czasu. Niestety – stan zdrowia nie pozwalał już na jakąś pracę, nawet w ograniczonym wymiarze czasowym, toteż zaczął zbierać przedmioty, które przedstawiają wartość historyczną i artystyczną.

 

Pierwszą fascynacją był zegary. „Proszę Pana, to są piękne sprzęty” - mówi z przekonaniem. - „Bardzo lubię je zbierać. Wiele wspaniałych zegarów można uchronić przed wyrzuceniem na śmietnik. Zdarzało się, że widziałem jak piękne zegary leżały, dosłownie, na śmietniku”. Stefan Ślęzak zainteresował się zegarami produkcji „Gustawa Beckera”, które rozpowszechniły się po roku 1900 w ogromnej różnorodności. Stanowiły własność nie tylko ludzi zamożniejszych, ale i ubogich. I co najważniejsze – zegary te do dnia dzisiejszego funkcjonują. Jakość wytwarzanych zegarów przez firmę „Gustaw Becker” porównać można z jakością produktów „Zingera” - producenta maszyn do szycia. Zegary Beckera – tak ścienne jaki kominkowe – były w przeszłości bardzo prestiżowym prezentem ślubnym. Zegary Gustawa Beckera – potocznie nazywane zegarami śląskimi od sygnatury „Silesia” na mechanizmie – były wytwarzane w Świebodzinie i stamtąd wysyłano je na Śląsk.

 

Zauroczenie zegarami trwa już 20 lat. Zdobywał je od prywatnych właścicieli albo na bytomskiej giełdzie staroci, która odbywa się w każdą pierwszą sobotę miesiąca. „Jest to słynna, największa w Polsce giełda staroci” - i dobitnie podkreśla: „Spotykają się na niej pasjonaci staroci z całego kraju”. Giełda mieści się na Placu Jana II Sobieskiego przy Górnośląskim Muzeum Górniczym.

 

Swoją kolekcję zegarów prezentował między innymi na zorganizowanej w Miejskim Centrum Kultury wystawie Klubu Hobbystów „Konik”. Stefan Ślęzak kilkakrotnie miał okazję zaprezentować swoje zegary telewidzom w regionalnej „Trójce”.

 

Dlaczego zegary mogą się stać tak bliskim przedmiotem zainteresowań... Zachwyca bogactwo zdobnictwa tych przedmiotów, różnorodność elementów toczonych i rzeźbionych, piękne wahadła, secesyjny styl, pięknie emaliowane tarcze, ornamentyka.

 

stefan slezak 01

Laski.

 

Prawie równocześnie z fascynacją zegarami przyszło zainteresowanie laskami. „Bywając bardzo często na giełdach staroci w Bytomiu zauważyłem dużą ilość różnorodnych lasek, które – ku mojemu zdumieniu – nie wzbudzały większego zainteresowania... Mało kto je kupował. Zacząłem je kupować, naprawiać – i w ten sposób w sumie zebrało się ich 50. Wykonane są z rozmaitych materiałów, a ich drzewca są rzeźbione w wyszukany sposób. Laski są przyozdobione plakietkami”.

 

Stefan Ślęzak klasyfikuje zebrane laski na turystyczne, spacerowe i obronne. Te pierwsze szczególną popularnością cieszyły się od początku XX wieku do wybuchu II wojny światowej. „Na przykład turyści, którzy zdobywali jakieś szczyty górskie przytwierdzali do drzewca okolicznościowe plakietki z nazwą szczytu, schroniska czy miejscowości” - wyjaśnia kolekcjoner. - „Robili to dla swojej satysfakcji i przyjemności”.

 

Popularnością cieszyły się także laski obronne. Stefan Ślęzak przypomina, że w przeszłości bardzo często dochodziło do bójek między „karlusami”. Paniczyki często posiadali laski, w których rękojeściach umieszczony był np. pistolet czy sztylet. W swojej kolekcji posiada laskę wyposażoną w probówkę z kwasem solnym. Laski spacerowe to bardzo eleganckie laseczki – ich rękojeść niejednokrotnie była wysadzana metalami szlachetnymi lub kością słoniową. Takie laski posiadali na przykład lekarze, adwokaci.

 

Stefan Ślęzak najwyżej stawia laski turystyczne – każda z nich związana była z indywidualnym turystą. Taką laską posługiwał się również sam Stefan Ślęzak w czasie swoich turystycznych wypraw.

 

 stefan slezak 02

Moździerze.

 

To były przedmioty bardzo przydatne i użyteczne – używane w każdej rodzinie, przede wszystkim mieszczańskiej. Za ich pomocą rozdrabniano przyprawy, kawę i cukier. W przewadze Stefan Ślęzak posiada kolekcję moździerzy mosiężnych, choć znajdujemy również moździerze porcelanowe. „W czasie I wojny światowej Niemcy odbierali ludności mosiężne moździerze, które wykorzystywali jako materiał do celów zbrojeniowych. W zamian dawali – rozdzielane przez gminę – moździerze porcelanowe. Jeden z tych, które są w posiadaniu Stefana Ślęzaka nosi datę 1914 roku. „Mam dużą satysfakcję, że pomimo tego iż były one masowo wyrzucane udało mi się uchronić trzy sztuki od zapomnienia” - mówi z przejęciem. - „Mogę je przekazać młodszym pokoleniom”. W kolekcji mysłowiczanina znajduje się także 11 moździerzy żeliwnych, pochodzących z końca XIX wieku i z początku XX wieku.

 

Kończymy wizytę u kolekcjonera z Klubu Hobbystów „Konik”. W zbiorach Stefana Ślęzaka sporo jest innych niespodzianek – ciekawostką jest zbiór figurek porcelanowych, jakże popularnego prezentu dla dzieci na pamiątkę pierwszej komunii świętej. Inną niespodzianką jest kolekcja rączek ze starych parasoli – każda z nich jest inna, posiada bogatą ornamentykę. Nazywa je zabytkami.

 

„Mam ogromną satysfakcję z posiadania starych rzeczy” - zaznacza Stefan Ślęzak. - „Są to piękne i cieszące oko przedmioty. Każdy nabytek sprawia mi wielką radość. Każdy z nich potrafię fachowo zrekonstruować i doprowadzić dzięki renowacji do jego pierwotnego kształtu. To jest naprawdę wielka frajda”.

 

Swojej kolekcjonerskiej przyszłości nie widzi zbyt optymistycznie – przedmioty, które interesują Stefana Ślęzaka są coraz rzadsze i coraz droższe. Zdecydowanie trudniej je zdobyć. Mało tego – na giełdzie staroci zaczynają pojawiać się masowo falsyfikaty i przedmioty zniszczone. Zdarzają się przypadki, że ktoś nieudolnie próbował oczyścić jakiś element z brązu szczotką stalową i w ten sposób zniszczył piękny ornament... Do konserwacji antyków i staroci potrzebne są wiedza i umiejętności. Jako przykład swojego talentu w dziedzinie rekonstrukcji przedmiotów historycznych i artystycznych pokazuje pochodzącą z końca XIX wieku żardinierę czyli pojemnik na cięte, żywe kwiaty: „Były to bardzo ozdobne przedmioty, bardzo często wykorzystywane w zamkach i pałacach – przede wszystkim francuskich. Udało mi się doprowadzić ją do stanu pierwotnego”.

 

stefan slezak 03

 

Stefan Ślęzak nie ma możliwości lokalowych na znaczące powiększenie dotychczasowych kolekcji. Mimo to nie rezygnuje definitywnie ze zbieractwa. Jest stałym bywalcem giełdy staroci – pojawia się na niej ostatnio coraz więcej atrakcyjnych eksponatów z Holandii i Francji: „Okazuje się, że one w tych krajach są znacznie tańsze i opłaca się je przywieźć do Polski. Rynek staroci nasycony jest francuskimi zegarami kominkowymi – sam mam już trzy takie zegary. Kiedy kupiłem je na giełdzie, były w dużym stopniu uszkodzone, ale doprowadziłem je do oryginalnego stanu”.

 

Na koniec naszej rozmowy Stefan Ślęzak prosił o możliwość podzielenia się swoimi opiniami na temat stanu miasta Mysłowic. „Jestem wstrząśnięty wyglądem miasta” - kiedy to mówi jest wyraźnie poruszony. - „Jest rozkopane, zniszczone. Oburza mnie, wielkiego miłośnika przyrody, wręcz przyrodoznawcę, masowe i bezsensowne wycinanie drzew w mieście. Ekipy różnych spółek jeżdżą po mieście i wycinają, co im się spodoba... Wystarczy, że ktoś im podpowie co i gdzie mają wyciąć, to oni chętnie to zrobią. Najświeższy przykład – działania Mysłowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Przymierza się ona do wycięcia drzew na moim podwórku, graniczącym ze Szkołą Podstawową nr 1. Wnioskowali o wycinkę tych drzew – ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i oburzeniu – sami mieszkańcy! Wśród lokatorów krążyła lista agitująca za wycięciem tych sadzonych przeze mnie 25 lat temu wspaniałych drzew...”

 

Stefan Ślęzak jest nie tylko miłośnikiem pamiątek przeszłości i estetycznych przedmiotów rękodzieła artystycznego – należy także do sześcioosobowego Klubu Społecznych Opiekunów Zabytków w Mysłowicach. Jego prezesem jest – zasłużony dla miasta – Henryk Herok. Każdy ma pod opieką obiekty zabytkowe – Stefan Ślęzak opiekuje się budynkiem Sądu i Prokuratury oraz kamienicą Mierzejewskich przy ulicy Krakowskiej, w której mieści się między innymi oddział PKO. Jest to najpiękniejsza mieszczańska kamienica na Śląsku: „Oburzają mnie umieszczone na niej różnorodne reklamy i szyldy” - skarży się Stefan Ślęzak. - „To jest niedopuszczalne. Najgorsze, że jest to wszystkim obojętne. Osobiście kilkakrotnie podejmowałem w tym zakresie, niestety bezskuteczne, interwencje... Wystąpiłem do Wojewódzkiego Konserwatora Zbytków. Bezradny jest Miejski Konserwator Zabytków. Mało tego... Wstrząśnięty jestem wydanym przez panią konserwator w Mysłowicach zezwoleniem na likwidację „Szybu Bończyk” - przecież to najstarszy szyb KWK „Mysłowice”, z zabytkową maszyną wyciągową, z zabytkowymi kompresorami. Zostało to wszystko pocięte na złom dwa lata temu...”

 

stefan slezak 04

stefan slezak 04

 

Stefan Ślęzak – emeryt KWK „Mysłowice”, 57 lat. Wykształcenie zawodowe – pracował jako telemonter. Żonaty, ojciec dwóch synów, ma dwie wnuczki.

 

Janusz Kudłacz

 

W następnym numerze – o kolekcji kart pocztowych Stefana Ślęzaka (fragment zbioru na stronie 27 w niniejszym numerze)

Życie Mysłowic nr 145, 30 sierpnia – 13 września 1997 roku, cena 1 pln zł.

 

 

Pliki cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.