1998

B – jak bezrobocie, biedaszyby i Brusowa

"Praca ludzi wzbogaca". "Bez pracy nie ma kołaczy" – te znane przysłowia ludowe porównują etos pracy do zamożności i bogactwa potrzebnego człowiekowi do spokojnego i dostatniego życia. A jeżeli pracy nie można dostać – mimo szczerych chęci – stajemy się bezrobotnymi. To pojęcie jest teraz bardzo popularne i często o nim, jako o zjawisku społecznym, słyszymy w prasie, radiu i telewizji. Jak ten problem wyglądał przed wielu laty w okresie między wojennym na Śląsku, a w szczególności na terenie Krasów – chciałbym Państwu pokrótce pokazać. Im więcej było dzieci w rodzinie, tym większa była bieda, która zmuszała rodziców do podejmowania coraz różniejszych prac, aby tylko wyżywić całą czeladkę i siebie samych.

biedaszyb 01

Co zdrowsi i odważniejsi dojeżdżali daleko, żeby tylko podjąć jakąś pracę i zarobić. Znane są przypadki dojeżdżania do pracy rowerem z Krasów do Bytomia na tzw. tygodniową szychtę. Kobieta musiała sama radzić sobie przez cały tydzień, a czasem i dłużej. Robotnicy zaś otrzymywali z opieki społecznej „flaps” - jednodaniowy posiłek dla bezrobotnych, jednak obfitość śniadań i kolacji uzależniona była oz zasobności portfeli, a te z kolei nie były grube. Kto nie wyjechał za chlebem na Zachód, musiał szukać pracy na miejscu. Z pomocą przyszła sama natura, bowiem na przysiółku Krasowskim Brusowa na obszarze starych kopalń, tuż pod powierzchnią ziemi zalegały pokłady węgla. Teren do jego eksploatacji był znany i tam bezrobotni stawiali biedaszyby. Drążyli w ziemi „szybiki” - studnie aż do pokładów węgla, potem poziomo drążyli chodnik wybierając ten cenny minerał, który na powierzchnię trafiał przy pomocy kołowrotów.

W beczkach umocowanych do tegoż kołowrotu pod ziemię zjeżdżali ludzie (Autor artykułu zwiedził z ojcem w ten sposób biedaszyb). Mimo zakazu władz i nagonek policji „biedaszybiorze” umieli się zorganizować. Zwykle nim przybyła policja, udawało się ukryć narzędzia, urobek, a samemu uciec. Zdarzało się też i tak, że cały urobek przepadł, nim zdołano go sprzedać. Pracującym posiłki donosiły dzieci, bo napotkany na drodze policjant nie był w stanie ich dogonić. Zdarzały się przypadki, że szybik zostawał zawalony i trzeba było kopać nowy, często obsuwająca się ziemia przysypywała szyb i znajdujących się w nim ludzi. Mimo to nadal w ten sposób wydobywano węgiel. Teren po biedaszybach można zobaczyć na pozostałościach po kopalni „Karlsegengrube”. Nie ma już śladu po przysiółku Brusowa, jak i po kopalniach Laryskich, jedyne zachowane ślady znajdują się w zapiskach historiograficznych.

Dla „Życia Mysłowic” Karś.

Życie Mysłowic nr 175, grudzień 1998 r., cena 1,70 zł.