Pierwsza lokomotywa, która przejechała trasę z Krakowa do Mysłowic, nosiła nazwę „Kraków”. Zbudowana została w Berlinie w fabryce Augusta Borsiga. Dziewicza podróż odbyła się 13 października 1847 r.
W pierwszej połowie XIX w. transport towarów odbywał się na drewnianych wozach po nieutwardzonych drogach. Możliwości przewozowe furmanek nie mogły sprostać zwiększającym się potrzebom transportu masowej produkcji towarów. Właściciele fabryk oraz osoby odpowiedzialne za gospodarkę widziały potrzebę usprawnienia transportu. Możliwość taką stworzył stosunkowo nowy wynalazek – kolej żelazna. Przez wiele lat podejmowano próby budowy linii kolejowej z Królestwa Polskiego do Zagłębia czy z Galicji na Śląsk. Wytyczano różne trasy, aż w końcu zrealizowano jedną z pierwszych – połączenie pomiędzy Krakowem a Mysłowicami.
Budowa tego połączenia ruszyła wiosną 1847 r. Szyny produkowane w Królewskiej Hucie (Königs Hütte) montowano na dębowych podkładach, co było solidnym podejściem do kwestii jakości torowiska, ponieważ zazwyczaj stosowano tańsze podkłady świerkowe lub sosnowe, które nasączano środkiem grzybobójczym. W październiku tego samego roku oddano linię do użytku, a była to pierwsza linia kolejowa, jaką wybudowano w Galicji. Na początku kursowały dwie pary pociągów w składach mieszanych towarowo-osobowych. Już dwa lata później na trasie kursowało 8 lokomotyw Borsiga: „Kraków”, „Oświęcim”, „Lwów”, „Tarnów”, „Podgórze”, „Rzeszów”, „Przemyśl” i „Dniestr”. W tamtym czasie lokomotyw było tak mało, że nadawano im na wzór okrętów i statków nazwy. W 1851 r. linia Kraków-Mysłowice została wykupiona przez rząd austriacki, a następnie w 1858 r. przez Towarzystwo Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda. Do 1859 r. Rosja nie posiadała kolejowego połączenia z Prusami na Górnym Śląsku, więc cały ruch kierowany był trasą Mysłowice-Szczakowa-Granica (ob. Sosnowiec Maczki), która była przejściem granicznym pomiędzy Rosją a Austrią. Jeszcze w 1848 r. na rozkaz cesarza wzdłuż linii kolejowej wybudowano linię telegraficzną, która dostępna była za opłatą również dla podróżnych. Wśród ludności nieobeznanej z nowoczesną technologią krążyły pogłoski, że pociągi krowom mleko odbierały i ściągały z nieba pioruny, a krakowskie przekupki lamentowały, że szatański wehikuł jeździ z prędkością 60 km/godz. i to z damami w wagonach.
Pierwsze lokomotywy i wagony
W początkach kolei lokomotywy były bardzo drogie, a koszt jednej maszyny porównywalny był do ceny 400 koni. Lokomotywa osiągała masę 17 ton, a ciągnęła tender załadowany wodą i drewnem ważący do 8 ton, rozwijając zawrotną prędkość 30 km/godz. W całym składzie tylko tender posiadał hamulec. Hamulce pojawiły się następnie w lokomotywach, a dopiero później w wagonach. Pierwsze klocki hamulcowe były drewniane, potem zastąpiono je żeliwnymi.
Konstruktorzy pierwszych wagonów osobowych wzorowali się na jedynym w tamtym czasie kołowym środku masowego transportu – dyliżansach. Wagony budowane były prawie w całości z drewna. W Anglii w 1830 r. otwarto pierwszą na świecie publiczną linię kolejową, w której wagony osobowe dla podróżnych były adaptowanymi otwartymi wagonami towarowymi z dołożonymi drewnianymi ławkami. Oświetlenie w pierwszych wagonach zapewniały lampy oliwne, a następnie gazowe. Wagony nie były ogrzewane i pasażerowie musieli sami zadbać o dodatkowe ciepłe okrycie. Podróżni mieli w zależności od zasobu swojej kiesy do wyboru podróż w I, II, III i IV klasie. W tamtych latach w składach pociągów znajdowały się również wagony-lawety do transportu dyliżansów.
Przygody podróżnych
Jednym z najbardziej znanych podróżnych, którzy zatrzymali się na trasie w Szczakowej, był Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, przyszły przywódca Związku Radzieckiego Stalin. W styczniu 1913 r. na stacji w Szczakowej zamówił zupę. Nie otrzymał jej odpowiednio szybko i musiał wsiąść do odjeżdżającego pociągu głodny. Ponoć jeszcze w 1941 r. skarżył się na obsługę podróżnych w Szczakowej ambasadorowi rządu emigracyjnego RP w Moskwie.
Jeszcze wcześniej, bo w 1863 r., w podróż trasą kolejową do Krakowa przez Mysłowice wybrał się Józef Ignacy Kraszewski. Pragnienie odwiedzenia Krakowa – jak podaje w pamiętnikach – wymusiło na początku grudnia wyjazd z Drezna przez Wrocław, a następnie graniczne Mysłowice. W pamiętniku opisuje scenę z pobytu na dworcu mysłowickim, kiedy to czekał na pociąg do Krakowa: „Salka dla gości niewielka i brudna, smętna, z drugą nieco obszerniejszą dla mniej wymagających, zajęta była w tej chwili tylko przeze mnie i jakiegoś Niemca, który z sobą wiózł młodego wyżełka na pasku i spokojnie zajadał mysłowiecki bifsztyk z kartoflami (…)”. Po przybyciu do Szczakowej w ówczesnej Austrii zakwestionowano termin ważności paszportu Kraszewskiego i nakazano mu powrót do Mysłowic. Po powrocie na miejsce został zaproszony do burmistrza Mysłowic celem wyjaśnienia podróży z nieważnym paszportem. Burmistrz stwierdził, że paszport jest nieważny, więc nie puści Kraszewskiego z powrotem do Drezna. Nakazał mu wyjazd do Austrii, skąd przed chwilą go zawrócono. Na nic zdawał się argument, że przecież zaledwie dzień wcześniej przejechał kawał drogi przez Prusy na nieszczęsnym paszporcie. Kraszewski wymógł na burmistrzu możliwość telegrafowania do Wrocławia do oberprezydenta po odpowiedź, czy może używać swojego paszportu. Naczelnik telegrafu mieszczącego się w hotelu Sobka (budynek byłego pogotowia ratunkowego przy ul. Powstańców) umożliwił mu nadanie wiadomości. Ze strony Kraszewskiego był to blef i działanie na zwłokę. Nie czekając na odpowiedź, Kraszewski opuścił hotel Sobka i udał się do innego – hotelu Victoria. Jak wspomina tam poznał przyjaźnie nastawionych ludzi, którzy pomogli mu zorganizować wyjazd z Mysłowic furmanką. Kraszewski pisze, że po ciemku w nocy czekał na rynku przy mostku (na ul. Grunwaldzkiej) na przewodnika, który do owej furmanki go doprowadzi. Furmanka czekała pod szpitalem brackim przy kościółku św. Krzyża. Wyruszyli w stronę Królewskiej Huty (ob. Chorzów) do Gliwic, w których wsiadł do pociągu jadącego z Mysłowic do Wrocławia, aby przesiąść się na pociąg do Drezna. Ciemne, słabo oświetlone ulice, zimowa aura oraz kłopoty z przekroczeniem granicy spotęgowały niechęć Kraszewskiego do Mysłowic. Przyzwyczajony do dworców wielkich miast, takich jak Drezno, Wrocław czy Kraków, dworzec mysłowicki słusznie wydał się wielkiemu pisarzowi marny.
Pamiątki
Najbardziej znanym i wielokrotnie fotografowanym odcinkiem trasy Kraków-Mysłowice jest odcinek z mostem na Słupnej. Widok wielkiego mostu na Przemszy, ówczesnej granicy pomiędzy Prusami a Austrią na Kącie Trzech Cesarzy, wysyłany był z Mysłowic w świat na setkach pocztówek. Tą trasą przybywało do Mysłowic wielu emigrantów z Galicji. Przywożono również przez dziesiątki lat bydło, świnie i gęsi. W zbiorach Muzeum Historycznego Miasta Krakowa do dzisiaj zachowany jest obraz olejny namalowany przez Teodora Baltazara Stachowicza w 1847 r. przedstawiający przejazd pierwszej lokomotywy „Kraków” do Mysłowic. W muzeum przechowywany jest również srebrny model lokomotywy „Kraków” w 1852 r. Wykonany został w pracowni złotnika Karola Modesa i był darem abdykacyjnym króla kurkowego J. Schredera – inż. kolejowego z Galicji.
Z inicjatywy Polskich Kolei Państwowych, urzędów miejskich w Jaworznie, Mysłowicach i Sosnowcu, Muzeum Miasta Mysłowice, muzeum w Sosnowcu i Towarzystwa Przyjaciół Miasta Jaworzna w 2007 r. z okazji jubileuszu 160-lecia budowy linii ukazało się wydawnictwo upamiętniające pierwszy przejazd pociągu z Krakowa do Mysłowic.
Agnieszka i Leoanrd Czarnota
Artykuł ten ukazał się na stronie Gazety Mysłowickiej 7 listopada 2014r.